poniedziałek, 2 września 2013

2. Noc w studio.



Byłem zdenerwowany tak bardzo, że aż się trząsłem. Z lewej kieszeni wyjąłem paczkę papierosów, a z niej jednego i włożyłem go do ust. Następnie szukałem zapalniczki, ale nie znalazłem. Zaczepiłem jakiegoś przechodnia, który szedł z papierosem, by mi użyczył ognia. Kiedy dym wypełnił moje usta, a potem płuca, odetchnąłem głęboko. Zatrzymałem się na chwile, by się uspokoić.  Potem udałem się do monopolowego, a tam kupiłem cztery piwa. Poszedłem do parku, który znajdował się nieopodal. Znalazłem jakąś wolną ławkę w miejscu, gdzie nie było dzieci i ludzi. Usiadłem na jej oparciu i otworzyłem puszkę. Upiłem łyk zimnego trunku, którym się delektowałem.
Miałem dość tego napięcia, które było pomiędzy maną, a Janną. Tak było prawie każdego dnia. Do niej nie docierało, że mam ważne spotkanie, koncert w centrum, czy idę oglądać mecz z chłopakami, by się odstresować. Ona żyła w swoim świecie, świecie młody i rządzenia innymi. To wszystko zaczęło się od tego momentu, kiedy ją zdradziłem…Tak, wiem, że to głupio brzmi w ustach piosenkarza, którego wielbią wszystkie dziewczyny i, który jest mądry. Ale jestem facetem, a facet jak to facet, ma chwilę zapomnienia…Nie, nie usprawiedliwiam się tym. Twierdzę, że nie ma usprawiedliwienia mojego czynu.
Pół roku temu odbył się wieczór kawalerski mojego przyjaciela Magnusa tutaj, w Sztokholmie. Wiadomo, jak to się odbywało. Spiłem się tak, że nie wiele pamiętam. Wiem tyle, że następnego dnia obudziłem się w jednym łóżku z tancerką z tamtejszego klubu. Nikt się o tym nie dowiedział. Jannie powiedziałem dopiero po ślubie i weselu Magnusa, nie mogłem inaczej. Po pierwsze, nie miałem odwagi, a po drugie, jej siostra była panną młodą. Do dziś pamiętam jej reakcję. Niedowierzanie, po chwili histeria, wielki plaskacz na moim policzku i miesiąc błagania o wybaczenie mieszany z depresją…Nieciekawe wspomnienia…
Po miesiącu Janna mi wybaczyła, ale czuję, jakby mściła się za to w postaci tych kłótni.
Wypiłem pierwsze piwo do dna i otworzyłem drugą puszkę.
Nie ma dnia, żebym tego nie żałował, nie ma dnia, bym o tym nie myślał…
Pewnie zastanawiacie się dlaczego wciąż jestem z Janną ? Odpowiedź jest prosta: kocham ją nadal, mimo wszystko, mimo naszych kłótni, choć czasem mam jej dość, ale nie mogę żyć bez niej…Próbuję to naprawić, ale za każdym razem coś się psuje, coś idzie nie po mojej myśli i boom, game over…
Znów upiłem łyk napoju z puszki. W pewnym momencie zaczęli mijać mnie ludzie, którzy pospiesznie kierowali się w inne, bardziej bezpieczne miejsce niż park. Właśnie zauważyłem, że zerwał się wiatr. Po chwili zaczęły spadać maleńkie, przeźroczyste kropelki wody, które zostawiały ślady na alejce. Wiedziałem na co się zanosi. Początek wyglądał tak, jak początek dzisiejszej kłótni z moją dziewczyną. Niby spokojny, ale za chwilę miał się przeobrazić w coś gorszego, niespokojnego i wybuchowego.
Szybko zerwałem się na nogi, wyrzuciłem puste puszki do kosza, a pełną wziąłem ze sobą. Nie miałem żadnego parasola, ani bluzy, by się chować przed deszczem. Zimne krople deszczu coraz częściej dotykały moje gorące, muskularne ciało. Zacząłem biegnąć, by jak najszybciej wydostać się z parku.
W jednej sekundzie zmieniła się pogoda. Zaczęło lać, a na drodze stawały kałuże, w których odbijałem się biegnąc i wymijając pozostałych ludzi. Najbliżej miałem do studia, więc tam się udałem.
Niebo zrobiło się szare, całe było pokryte czarnymi chmurami zwiastującymi mocną ulewę i burze. Gdzieś w oddali się błyskało, a po kilku sekundach słychać było grzmoty. Promienie słoneczne całkowicie przestały docierać na ziemię.
Po upływie dziesięciu minut byłem w kamienicy, gdzie znajdowało się nasze studio. Zszedłem po schodach i kluczami, które znalazłem w tylnej kieszeni, otworzyłem pomieszczenie. Bylem przemoczony do suchej nitki. Ociekała ze mnie woda.
Zamknąłem drzwi i wierzchem dłoni otarłem twarz, ale nie wiele to dało, bo ręka też była mokra. Wszedłem dalej i z szafki wyciągnąłem kilka ręczniczków, które służyły do wytarcia rąk. Trochę się osuszyłem. Pozbyłem się białej bokserki, którą zwinąłem w kłębek. Taki sam, jakim były moje nerwy. Następnie zdjąłem czarne spodnie i okryłem się kocem. Usiadłem na kanapie w saloniku i patrzyłem się w sufit. Do moich uszy docierał odgłos deszczu i grzmoty, a oczy nie widziały nic. Zamknąłem je i wsłuchiwałem się w głosy natury i bicie serca.
Nawet nie poczułem jak zasnąłem. Teraz do mnie nie docierało już nic.
Wiecie co ? Sen to najlepszy przyjaciel człowieka. Pozwala się zrelaksować, organizm może się zregenerować i nabrać sił na nowy dzień, nowe wyzwania. Dzięki niemu możemy dojść do celu, gdzie zmierzamy, spełnić nasze marzenia i pokierować własnym losem według naszego uznania. Sen jest też dobrym rozwiązaniem na zapomnienie o problemach. Choć trwa to tylko do naszego przebudzenia, jednak się przydaje.
Obudziły mnie odgłosy dochodzące od strony drzwi.
-Danny ? – usłyszałem głos zdziwionego Erika.
-Co ty tu robisz ? – tym razem był to Matte.
Otworzyłem oczy, a blask, które dochodził z świateł, oślepił mnie. Zasłoniłem ręką oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Przyszedłem wcześniej… - odpowiedziałem głupio, zauważywszy, że jestem prawie nagi, a do tego obok chłopaków stoi Jessica.
Szybko okryłem się kocem, który podczas spania, spadł na podłogę Chłopaki byli zdezorientowani.
-Eee…Jessica, masz tutaj pieniądze – Matte wyciągnął portfel i wyjął kilka banknotów. –Idź do cukierni, kup kilka drożdżówek i kawę, bo jesteśmy głodni i senni – uśmiechnął się blado.
-Dobrze – odebrała pieniądze i wyszła, ale wiedziała, że to tylko podpucha, by nie wiedziała, co jest grane.
Kiedy drzwi się zamknęły, Matte usiadł koło mnie.
-Wytłumaczysz nam to ?
-Po prostu byłem w parku i zastała mnie ulewa z burzą. Najbliżej miałem do studia, wiec tu przyszedłem i się ogrzałem. Ubrania miałem mokre, więc je zdjąłem. To wszystko… - wytłumaczyłem.
Dotknąłem ciuchów, by sprawdzić ich stan. Wciąż były wilgotne, ale postanowiłem się w nie ubrać, nim wróci Jessica.
-Znowu pokłóciłeś się z Janną ? - spytał Erik, kiedy zakładałem bokserkę.
-Sam wiesz, to po co pytasz ? – poprawiłem fryzurę.
Miałem pojęcie, że wyglądałem jak siedem nieszczęść, ale nic na to nie poradzę.
-Jedź do domy i się ogarnij – zaproponował Matte.
-Nie ma potrzeby – odpowiedziałem.
-Ale...
-Nie i koniec – spojrzałem na niego.
-Słuchaj…Może powinieneś to skończyć ? Nie możesz tak dalej ciągnąć… - Erik kontynuował swój temat.
-Erik, proszę, daj spokój…
Tematy się wyczerpały, a po chwili wróciła dziewczyna.
-Świeże drożdżówki z budyniem i truskawkami oraz gorąca kawa – uśmiechnęła się, kładąc wszystko w kuchni na sole, gdzie udaliśmy się.
Zajęliśmy miejsca, a ona podała nam kawę i talerzyki.
-Kto chce z czym ? – spytała, otwierając plastikowe pudełeczko.
-Budyń – odparli chłopaki.
-Truskawka – powiedziałem.
Jessica rozdała każdemu i usiadła naprzeciwko mnie. Ugryzłem kęs i poczułem budyń, a nie truskawki…
-Dałaś mi budyń ! Ogłuchłaś i nie zrozumiałaś ?! – nakrzyczałem na nią.
-Przepraszam…Pomyliłam się…Musiały się poprzesuwać jak niosłam… - zmieszała się. –W takim razie moja jest z truskawkami, jeśli chcesz, mogę ci dać, ja nie jadłam jeszcze… - przejęła się.
-Nie dziękuję ! Nie jestem głodny ! – spojrzałem na nią spode łba, wziąłem kawę i poszedłem do swojego studia.
-Nie przejmuj się, ma zły dzień… - pocieszał ją Erik.
-Danny ! – pobiegł za mną Matte. 
~~~~~~~~~~~~
Hejka ! :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Liczę, że przybędą jeszcze jacyś nowi czytelnicy.
No cóż, rok szkolny się dziś zaczął i jestem pewna, że dziś wszyscy mieli smutną minę...Ale nie martwcie się, jeszcze 10 (w moim przypadku 8) miesięcy i...wakacje ! ;D
Życzę Wam wspaniałego i owocnego roku ! :)
Ps. nie mam pojęcia dlaczego zmieniło mi czcionkę, nie da się tego poprawić.