sobota, 12 października 2013

3. Burza, grad i...słońce...



Obaj weszliśmy do mojego pokoju.
-Zwariowałeś ?! – krzyknął, zamykając drzwi. –O co ci chodzi ? Nie musisz wyżywać się na innych za to, że kłócisz się z Janną ! Opanuj się chłopie, bo za chwilę nikt nie będzie chciał z tobą przebywać…
-No i dobrze ! Mam to głęboko w tyle ! – spojrzałem w jego stronę. –Nie interesuj się moimi sprawami ! Nie wpychaj nosa w nieswoje sprawy !
-Będę, bo jestem twoim przyjacielem i chcę ci pomóc, ale ty nie pozwalasz sobie, aby ktoś podał ci pomocną dłoń…Zastanów się nad sobą, bo zaczynasz ranić innych, którzy nie zrobili ci nic złego…Pomyśl czasami o tym, że nie musisz mścić się na innych za to, że ty kogoś zraniłeś albo ktoś ciebie…
-Daruj sobie te zbędne kazania ! Zrób to, zrób tamto… - przedrzeźniałem go. –Zawsze jesteś taki idealny ?! To gratulacje !
-Nie jestem idealny ! Też popełniam błędy ! – krzyknął. –Ale nie odgrywam się na innych ! Przecież ona jest nowa ! Zresztą, każdemu mogło się to zdarzyć ! Nie naskakuj tak na nią, bo sama rezygnuje z pracy, a wtedy ty… - wskazał palcem na mnie. -…będziesz segregować umowy, latać po kawę i twoje drożdżówki z truskawkami !
-I dobrze ! – trzepnąłem go palcem w ramię. –Nie zgrywaj takiego ważniaczka, bo ci zabraknie w tyle ! Nie interesuj się mną i przestań grać mediatora ! A tak w ogóle, jesteś jej prawnikiem ?!
W tej chwili do pokoju wkroczył Erik, trzaskając drzwiami.
-Uspokójcie się ! W tej chwili ! Mam dość słuchania waszej kłótni. Przez was wychodzimy na idiotów przed Jessicą…
-No nie, następny, który o niej nawija ! Daruj sobie ! – krzyknąłem w jego stronę. –I nie wtrącaj się w tą sprawę !
-Będę, bo też mam coś w tej kwestii do powiedzenia…Ogarnij się chłopie, bo jesteś nieznośny… - powiedział, patrząc mi w oczy.
-Wynocha ! Spieprzać mi stąd ! – wybuchnąłem i wskazałem im drzwi.
Chłopaki spojrzeli na mnie zdziwieni i zszokowani. Nie przypuszczali, że byłbym zdolny do takich słów. Ale nie mogłem postąpić inaczej. Zdenerwowali mnie, aż cały się trząsłem. Po chwili wyszli, a ja odetchnąłem głęboko, opierając się dłońmi na biurku.
Wszyscy podchodzą do mnie i mówią mi jak mam żyć i co robić. Ja naprawdę nie chce być marionetką w kilku dłoniach…Chciałbym sam decydować, co zrobić…Słucham ich, marząc by w końcu zostawili mnie w spokoju...
Po kilkunastu minutach wyszedłem z pokoju. Przeszedłem salon, zerkając na innych, ale każdy pochłonięty był swoim zajęciem. Wyszedłem ze studia i wszedłem na podwórko kamienicy. Po prawej stronie znajdował się trzepak. Oparłem się o niego i wyciągnąłem papierosa. Wziąłem kilka szybkich i głębokich wdechów, ale mimo to byłem kłębkiem nerwów.
-Nie idź, będziesz żałować… - usłyszałem echo głosu Erika, dobiegające z kamienicy.
-Muszę... – tym razem to był głos dziewczyny.
Po chwili zobaczyłem jak wychodzi przez bramę i posuwa się w moją stronę.
-Może nie chcesz mnie słuchać, ale ja muszę to powiedzieć… - zaczęła, kiedy stanęła obok mnie.
W tym czasie zgasiłem papierosa, którego wypaliłem do samiutkiego końca i zapaliłem nowego.
-Przepraszam cię bardzo za to, co się stało…Naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie, i tak jak już mówiłam, ten placuszek musiał się zsunąć gdzie indziej, kiedy niosłam…Wiedz jedno, że to zdarzenie nie jest warte awantury z najlepszymi przyjaciółmi…
-Będziesz prawić mi kazanie… ? – spytałem, przelotnie na nią zerkając.
-Nie, nie mam zamiaru. Jestem pewna, że sam dobrze wiesz, co masz robić i co jest dobre, a co złe – odpowiedziała spokojnie.
-To daruj sobie, bo nie mam ochoty z nikim rozmawiać… - gestykulowałem dłonią, trzymającą papieros. –I tak nie mam nic do powiedzenia, bo każdy wie lepiej ode mnie, co mam robić…
Jej wzrok przeszedł na moją dłoń. Sam spojrzałem na nią i zauważyłem wtedy, że bardzo się trzęsie, więc szybko oparłem ją na rurze trzepaka.
-Spróbuj nie być taki oschły, ostry i zimny jak kamień, leżący gdzieś w cieniu pod drzewem…Naprawdę to nie jest trudne…
Prychnąłem.
-Co ty możesz o tym wiedzieć… ?
-Może wiem dużo, może niewiele, ale…traktuj innych tak, jak chcesz być traktowany…Nie odtrącaj pomocy innych…Tylko tyle chciałam ci powiedzieć i przepraszam jeszcze raz… - zaczęła się cofać, aż zniknęła w kamienicy.
Wypaliłem do końca  papierosa, zgasiłem go i wróciłem do mojego studia. Tam spokojnie usiadłem, wziąłem kilka głębokich wdechów i zająłem się tworzeniem tej niefortunnej piosenki. A może jednak fortunnej…Miałem dobry pomysł, co zrobić z tym fantem. Pomogły mi w tym wcześniejsze słowa refleksji, kiedy próbowałem ochłonąć. Dosyć szybko dokończyłem melodię i wziąłem się za słowa. Co jakiś czas piłem, zimną już, kawę. Widziałem, że Janna wysyła do mnie sms’y z pytaniem, gdzie jestem oraz dzwoni, ale nie miałem zamiaru ani odpisywać ani odbierać.
Miałem już jedną zwrotkę kiedy usłyszałem jak chłopaki i Jessica się zbierają. Ja nie miałem zamiaru kończyć i zostałem.
W pewnych momentach nie mogłem dobrać słów, ale udało mi się. Skończyłem około osiemnastej. Jutro spróbuję przećwiczyć ją kilka razy razem z muzyką, zmienić ewentualne błędy i nagrać. Byłem z siebie dumny !
Ogarnąłem się w łazience i wyszedłem. Zamknąłem studio i udałem się pieszo do domu. Zajęło mi to około czterdziestu minut szybkim tempem. Byłem już zmęczony i potrzebowałem się odświeżyć.
Znów mijałem ludzi, który gdzieś zmierzali. Słońce dalej świeciło bardzo mocno.
Kiedy dotarłem do domu nie obyło się bez burzy z gradem. Oczywiście chodzi o kłótnie….
-Gdzie ty się podziewałeś, do cholery ?! – odezwała się, kiedy mnie zauważyła.
-Byłem w studiu – odparłem krótko i poszedłem na górę do pokoju.
-Dzwoniłam do ciebie i wysyłałam setki wiadomości, a ty nie raczyłeś w ogóle się odezwać…Od czego masz ten telefon ?! – weszła za mną.
Zacząłem się rozbierać. Ściągnąłem koszulkę i rzuciłem ją na łóżko.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, nie mam ochoty się z tobą kłócić… - spojrzałem na dziewczynę.
-Igrasz z ogniem, Daniel ! Martwiłam się o ciebie, ty w ogóle nie myślisz o niczym ! W głowie ci tylko ta twoja głupia piosenka !
-Bo z tego żyję ! – też podniosłem głos.
-Nie, powinieneś żyć dniem dzisiejszym z myślą o przyszłości, a nie wiecznie muzyką !
-Dobrze wiesz, że taką mam pracę ! – uderzyłem ręką o blat komody.
-Nie zasłaniaj się wiecznie tą pracą  !
-Wiesz co… ? – zbliżyłem się do niej, tak, że nasze twarze prawie się spotykały razem, nawet mogłem ją pocałować. -Zastanów się o co ci chodzi, bo wiecznie masz do mnie pretensje o wszystko…Co bym nie zrobił jest źle, więc poszukaj tego błędu, tego defektu we mnie i wtedy pogadamy, bo tak to nie ma o czym…Jeśli we mnie nie znajdziesz, poszukaj w sobie…  - szepnąłem i wszedłem do łazienki.
Zamknąłem drzwi na zatrzask.
-Daniel ! – usłyszałem zza drugiej strony.
Dziewczyna krzyczała moje imię i dobijała się do mnie. Ja nie zwracałem uwagi na to. Rozebrałem się do końca i wszedłem pod prysznic .
Woda była gorąca, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałem, aby zmyła ze mnie cały stres, problemy, z którymi się borykałem, aby zagoiła każdą bliznę, która pojawiała się po kłótni.
Oparłem się dłońmi o płytki i stałem jak głupi pod samym prysznicem z zamkniętymi oczami. Pomimo kropel, które spływały delikatnie po moim ciele, czułem, że z oczu wydostają mi się inne, tym razem słone. Zawierały cały mój ból, żal, niezrozumienie.
Umyłem się, a potem wszedłem w samym ręczniku do pokoju, bo zapomniałem ubrań. Przebrałem się w luźne rzeczy i zszedłem do kuchni, bo byłem bardzo głodny. Przygotowałem sobie kilka kanapek z serem żółtym oraz ketchupem i piłem kawę. Musze przyznać, że jestem strasznym kawoszem…
Kiedy tak siedziałem, do moich uszu dochodził szloch z pokoju na górze.
Przez resztę wieczoru siedziałem w pokoju na łóżku oglądałem telewizję. W pewnym momencie do pokoju weszła Janna. Wzięła prysznic i położyła się obok. Może to was zdziwi, ale po mimo kłótni spaliśmy razem.
Wyłączyłem telewizor, by nie zaczęła się czepiać także o to, i wyszedłem na balkon, gdzie zapaliłem papierosa. Oparłem się o barierkę.
Wiał delikatny wiatr, a niebo było pełne jasnych punktów - gwiazd. W samym centrum znajdowała się świecąca kula – księżyc. Noc spowiła już każdy zakątek ziemi na mojej półkuli.
-Daniel… - usłyszałem szept z tyłu z plecami.
Po chwili dziewczyna znalazła się koło mnie.
-Nie kłóćmy się… - znów zaczęła rozmowę.
-Ale ty zawsze znajdujesz jakiś pretekst do tego… - powiedziałem, patrząc w dal.
-Bo dajesz mi do tego powód…Zachowujmy się normalnie, a nie jak dzieci…Od teraz zero kłótni i tajemnic, zgoda ? – wyciągnęła prawą dłoń do mnie.
Nie miałem nic do stracenia. Nie chce się więcej kłócić i cierpieć… Nie chce, aby moje serce wciąć bolało…Jak długo i ile mam płacić za swój błąd, którego żałuję…?
-Zgoda – podałem jej swoją dłoń i uścisnąłem.
Janna uśmiechnęła się.
- To chodź spać, bo już późno – powiedziała i weszła do pokoju.
Dopaliłem papierosa i poszedłem w jej ślady. Położyłem się obok dziewczyny. Po chwili ona przytuliła się do mojego nagiego torsu, więc ją objąłem. Było to coś zaskakującego, a zarazem miłego i ciepłego. Dawno nie przytulaliśmy się do siebie ani nie całowaliśmy.  Już nie wspomnę o innych rzeczach.
Ręka dziewczyny gładziła moją klatkę.
-Wiesz…brakowało mi tego… - szepnęła.
-Mi też… - przyznałem.
To prawda. Jestem oschły dlatego, że wokół mnie nie ma żadnego ciepła, które powinno się pojawić.
-Strasznie bije ci serce – zaśmiała się.
-To źle ?
-To bardzo dobrze – podniosła głowę, by zobaczyć moją buzie.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, oboje się uśmiechnęliśmy.
Po kilkunastu minutach dziewczyna zasnęła w moich objęciach, a ja z nią. 
~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długą nieobecność :) Ale to wynika z tego, że tak mało jest czytelników. Ciągle czekam na nowe osoby i nikt się nie pojawia, dlatego zastanawiam się, co z tym "fantem" zrobić...

poniedziałek, 2 września 2013

2. Noc w studio.



Byłem zdenerwowany tak bardzo, że aż się trząsłem. Z lewej kieszeni wyjąłem paczkę papierosów, a z niej jednego i włożyłem go do ust. Następnie szukałem zapalniczki, ale nie znalazłem. Zaczepiłem jakiegoś przechodnia, który szedł z papierosem, by mi użyczył ognia. Kiedy dym wypełnił moje usta, a potem płuca, odetchnąłem głęboko. Zatrzymałem się na chwile, by się uspokoić.  Potem udałem się do monopolowego, a tam kupiłem cztery piwa. Poszedłem do parku, który znajdował się nieopodal. Znalazłem jakąś wolną ławkę w miejscu, gdzie nie było dzieci i ludzi. Usiadłem na jej oparciu i otworzyłem puszkę. Upiłem łyk zimnego trunku, którym się delektowałem.
Miałem dość tego napięcia, które było pomiędzy maną, a Janną. Tak było prawie każdego dnia. Do niej nie docierało, że mam ważne spotkanie, koncert w centrum, czy idę oglądać mecz z chłopakami, by się odstresować. Ona żyła w swoim świecie, świecie młody i rządzenia innymi. To wszystko zaczęło się od tego momentu, kiedy ją zdradziłem…Tak, wiem, że to głupio brzmi w ustach piosenkarza, którego wielbią wszystkie dziewczyny i, który jest mądry. Ale jestem facetem, a facet jak to facet, ma chwilę zapomnienia…Nie, nie usprawiedliwiam się tym. Twierdzę, że nie ma usprawiedliwienia mojego czynu.
Pół roku temu odbył się wieczór kawalerski mojego przyjaciela Magnusa tutaj, w Sztokholmie. Wiadomo, jak to się odbywało. Spiłem się tak, że nie wiele pamiętam. Wiem tyle, że następnego dnia obudziłem się w jednym łóżku z tancerką z tamtejszego klubu. Nikt się o tym nie dowiedział. Jannie powiedziałem dopiero po ślubie i weselu Magnusa, nie mogłem inaczej. Po pierwsze, nie miałem odwagi, a po drugie, jej siostra była panną młodą. Do dziś pamiętam jej reakcję. Niedowierzanie, po chwili histeria, wielki plaskacz na moim policzku i miesiąc błagania o wybaczenie mieszany z depresją…Nieciekawe wspomnienia…
Po miesiącu Janna mi wybaczyła, ale czuję, jakby mściła się za to w postaci tych kłótni.
Wypiłem pierwsze piwo do dna i otworzyłem drugą puszkę.
Nie ma dnia, żebym tego nie żałował, nie ma dnia, bym o tym nie myślał…
Pewnie zastanawiacie się dlaczego wciąż jestem z Janną ? Odpowiedź jest prosta: kocham ją nadal, mimo wszystko, mimo naszych kłótni, choć czasem mam jej dość, ale nie mogę żyć bez niej…Próbuję to naprawić, ale za każdym razem coś się psuje, coś idzie nie po mojej myśli i boom, game over…
Znów upiłem łyk napoju z puszki. W pewnym momencie zaczęli mijać mnie ludzie, którzy pospiesznie kierowali się w inne, bardziej bezpieczne miejsce niż park. Właśnie zauważyłem, że zerwał się wiatr. Po chwili zaczęły spadać maleńkie, przeźroczyste kropelki wody, które zostawiały ślady na alejce. Wiedziałem na co się zanosi. Początek wyglądał tak, jak początek dzisiejszej kłótni z moją dziewczyną. Niby spokojny, ale za chwilę miał się przeobrazić w coś gorszego, niespokojnego i wybuchowego.
Szybko zerwałem się na nogi, wyrzuciłem puste puszki do kosza, a pełną wziąłem ze sobą. Nie miałem żadnego parasola, ani bluzy, by się chować przed deszczem. Zimne krople deszczu coraz częściej dotykały moje gorące, muskularne ciało. Zacząłem biegnąć, by jak najszybciej wydostać się z parku.
W jednej sekundzie zmieniła się pogoda. Zaczęło lać, a na drodze stawały kałuże, w których odbijałem się biegnąc i wymijając pozostałych ludzi. Najbliżej miałem do studia, więc tam się udałem.
Niebo zrobiło się szare, całe było pokryte czarnymi chmurami zwiastującymi mocną ulewę i burze. Gdzieś w oddali się błyskało, a po kilku sekundach słychać było grzmoty. Promienie słoneczne całkowicie przestały docierać na ziemię.
Po upływie dziesięciu minut byłem w kamienicy, gdzie znajdowało się nasze studio. Zszedłem po schodach i kluczami, które znalazłem w tylnej kieszeni, otworzyłem pomieszczenie. Bylem przemoczony do suchej nitki. Ociekała ze mnie woda.
Zamknąłem drzwi i wierzchem dłoni otarłem twarz, ale nie wiele to dało, bo ręka też była mokra. Wszedłem dalej i z szafki wyciągnąłem kilka ręczniczków, które służyły do wytarcia rąk. Trochę się osuszyłem. Pozbyłem się białej bokserki, którą zwinąłem w kłębek. Taki sam, jakim były moje nerwy. Następnie zdjąłem czarne spodnie i okryłem się kocem. Usiadłem na kanapie w saloniku i patrzyłem się w sufit. Do moich uszy docierał odgłos deszczu i grzmoty, a oczy nie widziały nic. Zamknąłem je i wsłuchiwałem się w głosy natury i bicie serca.
Nawet nie poczułem jak zasnąłem. Teraz do mnie nie docierało już nic.
Wiecie co ? Sen to najlepszy przyjaciel człowieka. Pozwala się zrelaksować, organizm może się zregenerować i nabrać sił na nowy dzień, nowe wyzwania. Dzięki niemu możemy dojść do celu, gdzie zmierzamy, spełnić nasze marzenia i pokierować własnym losem według naszego uznania. Sen jest też dobrym rozwiązaniem na zapomnienie o problemach. Choć trwa to tylko do naszego przebudzenia, jednak się przydaje.
Obudziły mnie odgłosy dochodzące od strony drzwi.
-Danny ? – usłyszałem głos zdziwionego Erika.
-Co ty tu robisz ? – tym razem był to Matte.
Otworzyłem oczy, a blask, które dochodził z świateł, oślepił mnie. Zasłoniłem ręką oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Przyszedłem wcześniej… - odpowiedziałem głupio, zauważywszy, że jestem prawie nagi, a do tego obok chłopaków stoi Jessica.
Szybko okryłem się kocem, który podczas spania, spadł na podłogę Chłopaki byli zdezorientowani.
-Eee…Jessica, masz tutaj pieniądze – Matte wyciągnął portfel i wyjął kilka banknotów. –Idź do cukierni, kup kilka drożdżówek i kawę, bo jesteśmy głodni i senni – uśmiechnął się blado.
-Dobrze – odebrała pieniądze i wyszła, ale wiedziała, że to tylko podpucha, by nie wiedziała, co jest grane.
Kiedy drzwi się zamknęły, Matte usiadł koło mnie.
-Wytłumaczysz nam to ?
-Po prostu byłem w parku i zastała mnie ulewa z burzą. Najbliżej miałem do studia, wiec tu przyszedłem i się ogrzałem. Ubrania miałem mokre, więc je zdjąłem. To wszystko… - wytłumaczyłem.
Dotknąłem ciuchów, by sprawdzić ich stan. Wciąż były wilgotne, ale postanowiłem się w nie ubrać, nim wróci Jessica.
-Znowu pokłóciłeś się z Janną ? - spytał Erik, kiedy zakładałem bokserkę.
-Sam wiesz, to po co pytasz ? – poprawiłem fryzurę.
Miałem pojęcie, że wyglądałem jak siedem nieszczęść, ale nic na to nie poradzę.
-Jedź do domy i się ogarnij – zaproponował Matte.
-Nie ma potrzeby – odpowiedziałem.
-Ale...
-Nie i koniec – spojrzałem na niego.
-Słuchaj…Może powinieneś to skończyć ? Nie możesz tak dalej ciągnąć… - Erik kontynuował swój temat.
-Erik, proszę, daj spokój…
Tematy się wyczerpały, a po chwili wróciła dziewczyna.
-Świeże drożdżówki z budyniem i truskawkami oraz gorąca kawa – uśmiechnęła się, kładąc wszystko w kuchni na sole, gdzie udaliśmy się.
Zajęliśmy miejsca, a ona podała nam kawę i talerzyki.
-Kto chce z czym ? – spytała, otwierając plastikowe pudełeczko.
-Budyń – odparli chłopaki.
-Truskawka – powiedziałem.
Jessica rozdała każdemu i usiadła naprzeciwko mnie. Ugryzłem kęs i poczułem budyń, a nie truskawki…
-Dałaś mi budyń ! Ogłuchłaś i nie zrozumiałaś ?! – nakrzyczałem na nią.
-Przepraszam…Pomyliłam się…Musiały się poprzesuwać jak niosłam… - zmieszała się. –W takim razie moja jest z truskawkami, jeśli chcesz, mogę ci dać, ja nie jadłam jeszcze… - przejęła się.
-Nie dziękuję ! Nie jestem głodny ! – spojrzałem na nią spode łba, wziąłem kawę i poszedłem do swojego studia.
-Nie przejmuj się, ma zły dzień… - pocieszał ją Erik.
-Danny ! – pobiegł za mną Matte. 
~~~~~~~~~~~~
Hejka ! :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Liczę, że przybędą jeszcze jacyś nowi czytelnicy.
No cóż, rok szkolny się dziś zaczął i jestem pewna, że dziś wszyscy mieli smutną minę...Ale nie martwcie się, jeszcze 10 (w moim przypadku 8) miesięcy i...wakacje ! ;D
Życzę Wam wspaniałego i owocnego roku ! :)
Ps. nie mam pojęcia dlaczego zmieniło mi czcionkę, nie da się tego poprawić.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

1. Nowa sekretarka



1.
Próbowałem stworzyć jakąś nową piosenkę w naszym studiu, ale szło mi to opornie. Nie mogłem znaleźć odpowiedniej cząstki dźwięku, która by pasowała do reszty. Już nie wspomnę o słowach.
Pracuje nad tą piosenkę już tydzień i nie mogę sobie poradzić. To wszystko przez moje samopoczucie. W zasadzie czuję się tak samo od pół roku. Ten Danny Saucedo, który był wesoły i zadowolony z każdej chwili życia, gdzieś zniknął, zaszył się w jakiś kącie i nie chce wyjść z powrotem. Zmieniłem się dzięki wydarzeniom z przed pół roku. Związek z Janną już nie jest taki jak był i być powinien. Kłócimy się niemal codziennie. Wszystko mnie drażni i nie mogę z nikim się porozumieć.
Wiem, że to, co zrobiłem było błędem, ale to było przelotne i już nie wróci. Skończyłem z tamtym i chciałem być dalej z Janną, bo ją kocham, a mimo to bardziej się od siebie odsuwamy niż naprawiamy naszą linę, która nas łączy. Ona mi wybaczyła, ale czuję, że niecałkowicie. Przynajmniej na tyle, by wszystko było w porządku.
-Danny, nowa sekretarka przyszła. Chcę ci ją przedstawić – z przemyśleń wyrwał mnie Mattias.
Obróciłem się na krześle do niego. Za Matte'm stała dziewczyna średniego wzrostu. Miała niebieskie oczy i długie, do łopatek kasztanowe włosy, które przy końcach były pofalowane. Ubrana była w białą bluzeczkę i czarną spódniczkę oraz buty na delikatnym obcasie.
-To Jessica – zwrócił się do mnie. –A to Danny – powiedział do niej.
Wstałem i podaliśmy sobie ręce.
-Tu jest kawałek studia Daniela – wskazał na pomieszczenie, w którym byliśmy.
Dziewczyna rozejrzała się, a potem poszli dalej. Ja natomiast wróciłem do pracy.
Godzinę później Matte poprosił mnie, abym przyszedł do salonu. Tam już mieściło się biurko, krzesło i regał, gdzie dziewczyna miała pracować. Dziewczyna siedziała na fotelu, a nasza trójka weszła do kuchni.
-Myślę, że się nadaje – powiedział Matte, zamykając drzwi. –Preferencje ma dobre, spokojna i miała. Co wy o niej sądzicie ?
-Spoko babka – odezwał się Erik i uśmiechem faceta, który chciałby ją poderwać.
-Erik, pytam poważnie... – skomentował to Matte.
-No mówię całkiem serio. Możemy ją zatrudnić.
-Jestem za – odezwałem się.
-To super ! – krzyknął zadowolony Matte. –Przeprowadziłem z nią rozmowę, a teraz dam jej umowę. Dajmy jej tydzień czasu jako okres próbny i jak się sprawdzi to ją zatrudnimy na stałe.
Wszyscy się zgodziliśmy. Razem z Erikiem czekaliśmy w kuchni. Po upływie piętnastu minut weszliśmy do naszego małego saloniku.
-To witamy nową sekretarkę E.M.D. – powiedział Matte z uśmiechem i uścisnął jej dłoń.
Ja i Erik zrobiliśmy to samo.
-Chcesz zacząć teraz pracę czy od jutra ? – spytał Matte, który był koordynatorem tego całego pomysłu z sekretarką.
-Mogę teraz – uśmiechnęła się.
Chłopak dał jej stertę umów na nasze koncerty. Te które były i te, które miały być. Kazał jej posegregować od najstarszych do przyszłych i powkładać do przeźroczystych folii i do segregatorów z danym rokiem naszej działalności.
Reszta dnia minęła tak samo jak ta poprzednia. Około godziny trzeciej zapisałem wszystko to, co zrobiłem, zamknąłem system komputera i wyszedłem do salonu. Zerknąłem na biurko Jessicy. Walało się tam strasznie dużo papierów, na parapecie było kilka pootwieranych czarnych segregatorów na różnych stronach.
Do mnie zaraz dołączył Matte i Erik.
-Jessica, my kończymy pracę o tej porze, więc chyba to na dziś koniec – powiedział Erik i uśmiechnął się do niej.
-Aaa…to już ta godzina ? – zdziwiła się, zerkając na nasz duży zegarek na ścianie, bez obudowy. –A te papiery mogą ta zostać ? Bo część mam już posegregowaną – spytała.
-Jasne – odezwał się Matte.
Wszyscy zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy. Matte zamknął studio. Pożegnałem się i szybko wyszedłem schodami do góry, bo przecież nasze studio było w piwnicy. Wyszedłem przez bramę i udałem się z stronę swojego samochodu. Było lato, a więc słońce dało o sobie znać. O ile w studio była klimatyzacja, to na dworze niestety nie. Było upalnie, promienie słoneczne docierały wszędzie, gdzie się dało, gdzie tylko mogły. Wyjąłem kluczyki z tylnej kieszeni spodni, otworzyłem auto i wsiadłem. Włożyłem kluczyki do stacyjki i ruszyłem w stronę domu. Mijałem kamienice, sklepy i ludzi, którzy gdzieś zmierzali i spieszyli się.
Kilkanaście minut później byłem pod domem. Zaparkowałem i wysiadłem. Otworzyłem bramkę i przeszedłem chodniczkiem z płytek aż pod same drzwi. Otworzyłem dom kluczem i wszedłem.
-Cześć! – dobiegł do mnie głos Janny, gdzieś z górnej części domu.
-Hej ! – odpowiedziałem jej.
Zawsze na pozór wszystko wyglądało dobrze, ale wiedziałem, że za chwilę rozpęta się burza, a potem tornado.
Rozebrałem się i zobaczyłem schodzącą Janne po schodach.
-Kupiłeś to, o co cię prosiłam ? – spytała, stając przy końcu ostatniego schodka.
O kurczę, zapomniałem jechać do sklepu…No i wojna gotowa.
-Nie, zapomniałem pojechać. Przepraszam, ale cały dzień próbowałem coś zrobić z tą piosenkę, z którą się męczę tyle czasu – odpowiedziałem spokojnie, idąc do kuchni.
-Ale mówiłam ci o tym wczoraj, dziś ci przypomniałam sms’em, czy tak trudno było o tym pamiętać ? – poszła za mną.
Sięgnąłem do kieszeni po telefon. Faktycznie miałem nieodebraną wiadomość.
-Przepraszam, byłem tak zajęty, że nawet na telefon nie patrzyłem… - próbowałem uniknąć kłótni.
-Ty zawsze jesteś zajęty i to od dobrych kilku miesięcy…Zawsze znajdziesz jakieś wytłumaczenie i wymigasz się od tego, o co cię prosiłam.
-Przecież tyle razy ci mówiłem, że mam problem z weną, a menager mnie ściga – oparłem się dłońmi o blat za mną. -Dlaczego tego nie możesz zrozumieć ? Dlaczego nie możesz iść po te kilka rzeczy sama ?
-Rozumiem, ale nie przesadzaj. Każdy coś ma, ja też mam pracę i choć przychodzę wcześniej od ciebie do domu to i tak muszę nadrabiać wszystko wieczorami. Ja ? To ja mam chodzić z ciężkimi siatami z zakupami ?! Chyba zwariowałeś ! Nie będę dźwigać ziemniaków i wody jak głupia krowa ! Po to mamy samochód i bagażnik… - wkurzyła się.
Zaśmiałem się.
-Czyli rozumiem, że ty chcesz wozić swój tyłek samochodem, bo nie możesz iść na zwykłe zakupy, ale jak przyjdzie co do czego to pierwsza jesteś w galerii w sklepie z ciuchami, tak ?! – wybuchnąłem.
-Czy ty siebie słyszysz, co ty mówisz ?! Ty chyba nie myślisz już wcale !
-Ja ?! To chyba ty ! Cały czas żądasz czegoś ode mnie ! Sama nic w tym kierunku nie zrobisz ! Od pół roku czepiasz się mnie ! Wiem, że jestem winny, nie przeczę, przyznałem się do tego i pamiętam to, co zrobiłem, przeprosiłem i starałem się jakoś zadośćuczynić, ale ciebie to w ogóle nie interesuje, nie interesuje cię, że ja też mam jakieś uczucia i mnie to rani ! – teraz oparłem się o blat stołu. -Nie jest to ból porównywalny do tego, jaki ja ci wyrządziłem, ale boli, cholernie boli ! – popatrzyłem jej prosto w oczy. –Mam dość tego, że cały czas wyżywasz się na mnie ! Czuję jakby między nami już nic nie było ! Nie ma liny, która nas łączy, nie ma tej więzi... – pokiwałem przecząco głową.
-Ja tego nie robię specjalnie ! Przypominam ci o wszystkim, co powinieneś pamiętać i mówię, co robisz źle, byś uczył się na błędach ! Ja też mam tego dojść, bo nie da się z tobą wytrzymać ! I przestać cały czas bronić się tym, co zrobiłeś ! Nie chcę o tym pamiętać ! – w jej oczach pojawiły się łzy. –Weź coś zrób ze sobą, bo jesteś nie do wytrzymania !
Tego było już za wiele….Nie wytrzymałem, po prostu puściły mi nerwy. Popatrzyłem na nią, minąłem ją i wyszedłem, trzaskając drzwiami.
-Super ! Ty to zawsze potrafisz znaleźć wyjście z każdej sytuacji ! – usłyszałem za sobą.
Szybko wyszedłem za bramkę i udałem się przed siebie.
-Zawsze robisz wyjście smoka ! – Janna dalej nie ustępowała.
Później już nic nie słyszałem. 
~~~~~~~~~
Cześć :) Coś mało tych komentarzy :) Ktoś to czyta ? Zostawcie jakiś ślad, bo nie wiem czy dalej kontynuować :)