sobota, 12 października 2013

3. Burza, grad i...słońce...



Obaj weszliśmy do mojego pokoju.
-Zwariowałeś ?! – krzyknął, zamykając drzwi. –O co ci chodzi ? Nie musisz wyżywać się na innych za to, że kłócisz się z Janną ! Opanuj się chłopie, bo za chwilę nikt nie będzie chciał z tobą przebywać…
-No i dobrze ! Mam to głęboko w tyle ! – spojrzałem w jego stronę. –Nie interesuj się moimi sprawami ! Nie wpychaj nosa w nieswoje sprawy !
-Będę, bo jestem twoim przyjacielem i chcę ci pomóc, ale ty nie pozwalasz sobie, aby ktoś podał ci pomocną dłoń…Zastanów się nad sobą, bo zaczynasz ranić innych, którzy nie zrobili ci nic złego…Pomyśl czasami o tym, że nie musisz mścić się na innych za to, że ty kogoś zraniłeś albo ktoś ciebie…
-Daruj sobie te zbędne kazania ! Zrób to, zrób tamto… - przedrzeźniałem go. –Zawsze jesteś taki idealny ?! To gratulacje !
-Nie jestem idealny ! Też popełniam błędy ! – krzyknął. –Ale nie odgrywam się na innych ! Przecież ona jest nowa ! Zresztą, każdemu mogło się to zdarzyć ! Nie naskakuj tak na nią, bo sama rezygnuje z pracy, a wtedy ty… - wskazał palcem na mnie. -…będziesz segregować umowy, latać po kawę i twoje drożdżówki z truskawkami !
-I dobrze ! – trzepnąłem go palcem w ramię. –Nie zgrywaj takiego ważniaczka, bo ci zabraknie w tyle ! Nie interesuj się mną i przestań grać mediatora ! A tak w ogóle, jesteś jej prawnikiem ?!
W tej chwili do pokoju wkroczył Erik, trzaskając drzwiami.
-Uspokójcie się ! W tej chwili ! Mam dość słuchania waszej kłótni. Przez was wychodzimy na idiotów przed Jessicą…
-No nie, następny, który o niej nawija ! Daruj sobie ! – krzyknąłem w jego stronę. –I nie wtrącaj się w tą sprawę !
-Będę, bo też mam coś w tej kwestii do powiedzenia…Ogarnij się chłopie, bo jesteś nieznośny… - powiedział, patrząc mi w oczy.
-Wynocha ! Spieprzać mi stąd ! – wybuchnąłem i wskazałem im drzwi.
Chłopaki spojrzeli na mnie zdziwieni i zszokowani. Nie przypuszczali, że byłbym zdolny do takich słów. Ale nie mogłem postąpić inaczej. Zdenerwowali mnie, aż cały się trząsłem. Po chwili wyszli, a ja odetchnąłem głęboko, opierając się dłońmi na biurku.
Wszyscy podchodzą do mnie i mówią mi jak mam żyć i co robić. Ja naprawdę nie chce być marionetką w kilku dłoniach…Chciałbym sam decydować, co zrobić…Słucham ich, marząc by w końcu zostawili mnie w spokoju...
Po kilkunastu minutach wyszedłem z pokoju. Przeszedłem salon, zerkając na innych, ale każdy pochłonięty był swoim zajęciem. Wyszedłem ze studia i wszedłem na podwórko kamienicy. Po prawej stronie znajdował się trzepak. Oparłem się o niego i wyciągnąłem papierosa. Wziąłem kilka szybkich i głębokich wdechów, ale mimo to byłem kłębkiem nerwów.
-Nie idź, będziesz żałować… - usłyszałem echo głosu Erika, dobiegające z kamienicy.
-Muszę... – tym razem to był głos dziewczyny.
Po chwili zobaczyłem jak wychodzi przez bramę i posuwa się w moją stronę.
-Może nie chcesz mnie słuchać, ale ja muszę to powiedzieć… - zaczęła, kiedy stanęła obok mnie.
W tym czasie zgasiłem papierosa, którego wypaliłem do samiutkiego końca i zapaliłem nowego.
-Przepraszam cię bardzo za to, co się stało…Naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie, i tak jak już mówiłam, ten placuszek musiał się zsunąć gdzie indziej, kiedy niosłam…Wiedz jedno, że to zdarzenie nie jest warte awantury z najlepszymi przyjaciółmi…
-Będziesz prawić mi kazanie… ? – spytałem, przelotnie na nią zerkając.
-Nie, nie mam zamiaru. Jestem pewna, że sam dobrze wiesz, co masz robić i co jest dobre, a co złe – odpowiedziała spokojnie.
-To daruj sobie, bo nie mam ochoty z nikim rozmawiać… - gestykulowałem dłonią, trzymającą papieros. –I tak nie mam nic do powiedzenia, bo każdy wie lepiej ode mnie, co mam robić…
Jej wzrok przeszedł na moją dłoń. Sam spojrzałem na nią i zauważyłem wtedy, że bardzo się trzęsie, więc szybko oparłem ją na rurze trzepaka.
-Spróbuj nie być taki oschły, ostry i zimny jak kamień, leżący gdzieś w cieniu pod drzewem…Naprawdę to nie jest trudne…
Prychnąłem.
-Co ty możesz o tym wiedzieć… ?
-Może wiem dużo, może niewiele, ale…traktuj innych tak, jak chcesz być traktowany…Nie odtrącaj pomocy innych…Tylko tyle chciałam ci powiedzieć i przepraszam jeszcze raz… - zaczęła się cofać, aż zniknęła w kamienicy.
Wypaliłem do końca  papierosa, zgasiłem go i wróciłem do mojego studia. Tam spokojnie usiadłem, wziąłem kilka głębokich wdechów i zająłem się tworzeniem tej niefortunnej piosenki. A może jednak fortunnej…Miałem dobry pomysł, co zrobić z tym fantem. Pomogły mi w tym wcześniejsze słowa refleksji, kiedy próbowałem ochłonąć. Dosyć szybko dokończyłem melodię i wziąłem się za słowa. Co jakiś czas piłem, zimną już, kawę. Widziałem, że Janna wysyła do mnie sms’y z pytaniem, gdzie jestem oraz dzwoni, ale nie miałem zamiaru ani odpisywać ani odbierać.
Miałem już jedną zwrotkę kiedy usłyszałem jak chłopaki i Jessica się zbierają. Ja nie miałem zamiaru kończyć i zostałem.
W pewnych momentach nie mogłem dobrać słów, ale udało mi się. Skończyłem około osiemnastej. Jutro spróbuję przećwiczyć ją kilka razy razem z muzyką, zmienić ewentualne błędy i nagrać. Byłem z siebie dumny !
Ogarnąłem się w łazience i wyszedłem. Zamknąłem studio i udałem się pieszo do domu. Zajęło mi to około czterdziestu minut szybkim tempem. Byłem już zmęczony i potrzebowałem się odświeżyć.
Znów mijałem ludzi, który gdzieś zmierzali. Słońce dalej świeciło bardzo mocno.
Kiedy dotarłem do domu nie obyło się bez burzy z gradem. Oczywiście chodzi o kłótnie….
-Gdzie ty się podziewałeś, do cholery ?! – odezwała się, kiedy mnie zauważyła.
-Byłem w studiu – odparłem krótko i poszedłem na górę do pokoju.
-Dzwoniłam do ciebie i wysyłałam setki wiadomości, a ty nie raczyłeś w ogóle się odezwać…Od czego masz ten telefon ?! – weszła za mną.
Zacząłem się rozbierać. Ściągnąłem koszulkę i rzuciłem ją na łóżko.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, nie mam ochoty się z tobą kłócić… - spojrzałem na dziewczynę.
-Igrasz z ogniem, Daniel ! Martwiłam się o ciebie, ty w ogóle nie myślisz o niczym ! W głowie ci tylko ta twoja głupia piosenka !
-Bo z tego żyję ! – też podniosłem głos.
-Nie, powinieneś żyć dniem dzisiejszym z myślą o przyszłości, a nie wiecznie muzyką !
-Dobrze wiesz, że taką mam pracę ! – uderzyłem ręką o blat komody.
-Nie zasłaniaj się wiecznie tą pracą  !
-Wiesz co… ? – zbliżyłem się do niej, tak, że nasze twarze prawie się spotykały razem, nawet mogłem ją pocałować. -Zastanów się o co ci chodzi, bo wiecznie masz do mnie pretensje o wszystko…Co bym nie zrobił jest źle, więc poszukaj tego błędu, tego defektu we mnie i wtedy pogadamy, bo tak to nie ma o czym…Jeśli we mnie nie znajdziesz, poszukaj w sobie…  - szepnąłem i wszedłem do łazienki.
Zamknąłem drzwi na zatrzask.
-Daniel ! – usłyszałem zza drugiej strony.
Dziewczyna krzyczała moje imię i dobijała się do mnie. Ja nie zwracałem uwagi na to. Rozebrałem się do końca i wszedłem pod prysznic .
Woda była gorąca, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałem, aby zmyła ze mnie cały stres, problemy, z którymi się borykałem, aby zagoiła każdą bliznę, która pojawiała się po kłótni.
Oparłem się dłońmi o płytki i stałem jak głupi pod samym prysznicem z zamkniętymi oczami. Pomimo kropel, które spływały delikatnie po moim ciele, czułem, że z oczu wydostają mi się inne, tym razem słone. Zawierały cały mój ból, żal, niezrozumienie.
Umyłem się, a potem wszedłem w samym ręczniku do pokoju, bo zapomniałem ubrań. Przebrałem się w luźne rzeczy i zszedłem do kuchni, bo byłem bardzo głodny. Przygotowałem sobie kilka kanapek z serem żółtym oraz ketchupem i piłem kawę. Musze przyznać, że jestem strasznym kawoszem…
Kiedy tak siedziałem, do moich uszu dochodził szloch z pokoju na górze.
Przez resztę wieczoru siedziałem w pokoju na łóżku oglądałem telewizję. W pewnym momencie do pokoju weszła Janna. Wzięła prysznic i położyła się obok. Może to was zdziwi, ale po mimo kłótni spaliśmy razem.
Wyłączyłem telewizor, by nie zaczęła się czepiać także o to, i wyszedłem na balkon, gdzie zapaliłem papierosa. Oparłem się o barierkę.
Wiał delikatny wiatr, a niebo było pełne jasnych punktów - gwiazd. W samym centrum znajdowała się świecąca kula – księżyc. Noc spowiła już każdy zakątek ziemi na mojej półkuli.
-Daniel… - usłyszałem szept z tyłu z plecami.
Po chwili dziewczyna znalazła się koło mnie.
-Nie kłóćmy się… - znów zaczęła rozmowę.
-Ale ty zawsze znajdujesz jakiś pretekst do tego… - powiedziałem, patrząc w dal.
-Bo dajesz mi do tego powód…Zachowujmy się normalnie, a nie jak dzieci…Od teraz zero kłótni i tajemnic, zgoda ? – wyciągnęła prawą dłoń do mnie.
Nie miałem nic do stracenia. Nie chce się więcej kłócić i cierpieć… Nie chce, aby moje serce wciąć bolało…Jak długo i ile mam płacić za swój błąd, którego żałuję…?
-Zgoda – podałem jej swoją dłoń i uścisnąłem.
Janna uśmiechnęła się.
- To chodź spać, bo już późno – powiedziała i weszła do pokoju.
Dopaliłem papierosa i poszedłem w jej ślady. Położyłem się obok dziewczyny. Po chwili ona przytuliła się do mojego nagiego torsu, więc ją objąłem. Było to coś zaskakującego, a zarazem miłego i ciepłego. Dawno nie przytulaliśmy się do siebie ani nie całowaliśmy.  Już nie wspomnę o innych rzeczach.
Ręka dziewczyny gładziła moją klatkę.
-Wiesz…brakowało mi tego… - szepnęła.
-Mi też… - przyznałem.
To prawda. Jestem oschły dlatego, że wokół mnie nie ma żadnego ciepła, które powinno się pojawić.
-Strasznie bije ci serce – zaśmiała się.
-To źle ?
-To bardzo dobrze – podniosła głowę, by zobaczyć moją buzie.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, oboje się uśmiechnęliśmy.
Po kilkunastu minutach dziewczyna zasnęła w moich objęciach, a ja z nią. 
~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długą nieobecność :) Ale to wynika z tego, że tak mało jest czytelników. Ciągle czekam na nowe osoby i nikt się nie pojawia, dlatego zastanawiam się, co z tym "fantem" zrobić...