Obaj weszliśmy do
mojego pokoju.
-Zwariowałeś ?! –
krzyknął, zamykając drzwi. –O co ci chodzi ? Nie musisz wyżywać się na innych
za to, że kłócisz się z Janną ! Opanuj się chłopie, bo za chwilę nikt nie
będzie chciał z tobą przebywać…
-No i dobrze ! Mam
to głęboko w tyle ! – spojrzałem w jego stronę. –Nie interesuj się moimi
sprawami ! Nie wpychaj nosa w nieswoje sprawy !
-Będę, bo jestem
twoim przyjacielem i chcę ci pomóc, ale ty nie pozwalasz sobie, aby ktoś podał
ci pomocną dłoń…Zastanów się nad sobą, bo zaczynasz ranić innych, którzy nie
zrobili ci nic złego…Pomyśl czasami o tym, że nie musisz mścić się na innych za
to, że ty kogoś zraniłeś albo ktoś ciebie…
-Daruj sobie te
zbędne kazania ! Zrób to, zrób tamto… - przedrzeźniałem go. –Zawsze jesteś taki
idealny ?! To gratulacje !
-Nie jestem idealny
! Też popełniam błędy ! – krzyknął. –Ale nie odgrywam się na innych ! Przecież
ona jest nowa ! Zresztą, każdemu mogło się to zdarzyć ! Nie naskakuj tak na
nią, bo sama rezygnuje z pracy, a wtedy ty… - wskazał palcem na mnie.
-…będziesz segregować umowy, latać po kawę i twoje drożdżówki z truskawkami !
-I dobrze ! –
trzepnąłem go palcem w ramię. –Nie zgrywaj takiego ważniaczka, bo ci zabraknie
w tyle ! Nie interesuj się mną i przestań grać mediatora ! A tak w ogóle,
jesteś jej prawnikiem ?!
W tej chwili do
pokoju wkroczył Erik, trzaskając drzwiami.
-Uspokójcie się ! W
tej chwili ! Mam dość słuchania waszej kłótni. Przez was wychodzimy na idiotów
przed Jessicą…
-No nie, następny,
który o niej nawija ! Daruj sobie ! – krzyknąłem w jego stronę. –I nie wtrącaj
się w tą sprawę !
-Będę, bo też mam
coś w tej kwestii do powiedzenia…Ogarnij się chłopie, bo jesteś nieznośny… -
powiedział, patrząc mi w oczy.
-Wynocha !
Spieprzać mi stąd ! – wybuchnąłem i wskazałem im drzwi.
Chłopaki spojrzeli
na mnie zdziwieni i zszokowani. Nie przypuszczali, że byłbym zdolny do takich
słów. Ale nie mogłem postąpić inaczej. Zdenerwowali mnie, aż cały się trząsłem.
Po chwili wyszli, a ja odetchnąłem głęboko, opierając się dłońmi na biurku.
Wszyscy podchodzą do mnie i mówią mi
jak mam żyć i co robić. Ja naprawdę nie chce być marionetką w kilku
dłoniach…Chciałbym sam decydować, co zrobić…Słucham ich, marząc by w końcu zostawili mnie w spokoju...
Po kilkunastu
minutach wyszedłem z pokoju. Przeszedłem salon, zerkając na innych, ale każdy
pochłonięty był swoim zajęciem. Wyszedłem ze studia i wszedłem na podwórko
kamienicy. Po prawej stronie znajdował się trzepak. Oparłem się o niego i
wyciągnąłem papierosa. Wziąłem kilka szybkich i głębokich wdechów, ale mimo to
byłem kłębkiem nerwów.
-Nie idź, będziesz
żałować… - usłyszałem echo głosu Erika, dobiegające z kamienicy.
-Muszę... – tym
razem to był głos dziewczyny.
Po chwili
zobaczyłem jak wychodzi przez bramę i posuwa się w moją stronę.
-Może nie chcesz
mnie słuchać, ale ja muszę to powiedzieć… - zaczęła, kiedy stanęła obok mnie.
W tym czasie
zgasiłem papierosa, którego wypaliłem do samiutkiego końca i zapaliłem nowego.
-Przepraszam cię
bardzo za to, co się stało…Naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie, i tak jak już
mówiłam, ten placuszek musiał się zsunąć gdzie indziej, kiedy niosłam…Wiedz
jedno, że to zdarzenie nie jest warte awantury z najlepszymi przyjaciółmi…
-Będziesz prawić mi
kazanie… ? – spytałem, przelotnie na nią zerkając.
-Nie, nie mam
zamiaru. Jestem pewna, że sam dobrze wiesz, co masz robić i co jest dobre, a co
złe – odpowiedziała spokojnie.
-To daruj sobie, bo
nie mam ochoty z nikim rozmawiać… - gestykulowałem dłonią, trzymającą papieros.
–I tak nie mam nic do powiedzenia, bo każdy wie lepiej ode mnie, co mam robić…
Jej wzrok przeszedł
na moją dłoń. Sam spojrzałem na nią i zauważyłem wtedy, że bardzo się trzęsie, więc szybko oparłem ją na
rurze trzepaka.
-Spróbuj nie być
taki oschły, ostry i zimny jak kamień, leżący gdzieś w cieniu pod
drzewem…Naprawdę to nie jest trudne…
Prychnąłem.
-Co ty możesz o tym
wiedzieć… ?
-Może wiem dużo,
może niewiele, ale…traktuj innych tak, jak chcesz być traktowany…Nie odtrącaj
pomocy innych…Tylko tyle chciałam ci powiedzieć i przepraszam jeszcze raz… -
zaczęła się cofać, aż zniknęła w kamienicy.
Wypaliłem do
końca papierosa, zgasiłem go i wróciłem
do mojego studia. Tam spokojnie usiadłem, wziąłem kilka głębokich wdechów i
zająłem się tworzeniem tej niefortunnej piosenki. A może jednak
fortunnej…Miałem dobry pomysł, co zrobić z tym fantem. Pomogły mi w tym wcześniejsze słowa refleksji, kiedy próbowałem ochłonąć. Dosyć szybko dokończyłem
melodię i wziąłem się za słowa. Co jakiś czas piłem, zimną już, kawę.
Widziałem, że Janna wysyła do mnie sms’y z pytaniem, gdzie jestem oraz dzwoni,
ale nie miałem zamiaru ani odpisywać ani odbierać.
Miałem już jedną
zwrotkę kiedy usłyszałem jak chłopaki i Jessica się zbierają. Ja nie miałem
zamiaru kończyć i zostałem.
W pewnych momentach
nie mogłem dobrać słów, ale udało mi się. Skończyłem około osiemnastej. Jutro
spróbuję przećwiczyć ją kilka razy razem z muzyką, zmienić ewentualne błędy i
nagrać. Byłem z siebie dumny !
Ogarnąłem się w
łazience i wyszedłem. Zamknąłem studio i udałem się pieszo do domu. Zajęło mi
to około czterdziestu minut szybkim tempem. Byłem już zmęczony i potrzebowałem
się odświeżyć.
Znów mijałem ludzi,
który gdzieś zmierzali. Słońce dalej świeciło bardzo mocno.
Kiedy dotarłem do
domu nie obyło się bez burzy z gradem. Oczywiście chodzi o kłótnie….
-Gdzie ty się
podziewałeś, do cholery ?! – odezwała się, kiedy mnie zauważyła.
-Byłem w studiu –
odparłem krótko i poszedłem na górę do pokoju.
-Dzwoniłam do
ciebie i wysyłałam setki wiadomości, a ty nie raczyłeś w ogóle się odezwać…Od
czego masz ten telefon ?! – weszła za mną.
Zacząłem się
rozbierać. Ściągnąłem koszulkę i rzuciłem ją na łóżko.
-Nie mam ochoty z
tobą rozmawiać, nie mam ochoty się z tobą kłócić… - spojrzałem na dziewczynę.
-Igrasz z ogniem,
Daniel ! Martwiłam się o ciebie, ty w ogóle nie myślisz o niczym ! W głowie ci
tylko ta twoja głupia piosenka !
-Bo z tego żyję ! –
też podniosłem głos.
-Nie, powinieneś
żyć dniem dzisiejszym z myślą o przyszłości, a nie wiecznie muzyką !
-Dobrze wiesz, że
taką mam pracę ! – uderzyłem ręką o blat komody.
-Nie zasłaniaj się
wiecznie tą pracą !
-Wiesz co… ? –
zbliżyłem się do niej, tak, że nasze twarze prawie się spotykały razem, nawet
mogłem ją pocałować. -Zastanów się o co ci chodzi, bo wiecznie masz do mnie
pretensje o wszystko…Co bym nie zrobił jest źle, więc poszukaj tego błędu, tego
defektu we mnie i wtedy pogadamy, bo tak to nie ma o czym…Jeśli we mnie nie
znajdziesz, poszukaj w sobie… -
szepnąłem i wszedłem do łazienki.
Zamknąłem drzwi na
zatrzask.
-Daniel ! –
usłyszałem zza drugiej strony.
Dziewczyna
krzyczała moje imię i dobijała się do mnie. Ja nie zwracałem uwagi na to.
Rozebrałem się do końca i wszedłem pod prysznic .
Woda była gorąca,
ale mi to nie przeszkadzało. Chciałem, aby zmyła ze mnie cały stres, problemy,
z którymi się borykałem, aby zagoiła każdą bliznę, która pojawiała się po
kłótni.
Oparłem się dłońmi
o płytki i stałem jak głupi pod samym prysznicem z zamkniętymi oczami. Pomimo
kropel, które spływały delikatnie po moim ciele, czułem, że z oczu wydostają mi
się inne, tym razem słone. Zawierały cały mój ból, żal, niezrozumienie.
Umyłem się, a potem
wszedłem w samym ręczniku do pokoju, bo zapomniałem ubrań. Przebrałem się w
luźne rzeczy i zszedłem do kuchni, bo byłem bardzo głodny. Przygotowałem sobie
kilka kanapek z serem żółtym oraz ketchupem i piłem kawę. Musze przyznać, że
jestem strasznym kawoszem…
Kiedy tak
siedziałem, do moich uszu dochodził szloch z pokoju na górze.
Przez resztę
wieczoru siedziałem w pokoju na łóżku oglądałem telewizję. W pewnym momencie do
pokoju weszła Janna. Wzięła prysznic i położyła się obok. Może to was zdziwi,
ale po mimo kłótni spaliśmy razem.
Wyłączyłem
telewizor, by nie zaczęła się czepiać także o to, i wyszedłem na balkon, gdzie
zapaliłem papierosa. Oparłem się o barierkę.
Wiał delikatny
wiatr, a niebo było pełne jasnych punktów - gwiazd. W samym centrum znajdowała
się świecąca kula – księżyc. Noc spowiła już każdy zakątek ziemi na mojej
półkuli.
-Daniel… -
usłyszałem szept z tyłu z plecami.
Po chwili
dziewczyna znalazła się koło mnie.
-Nie kłóćmy się… -
znów zaczęła rozmowę.
-Ale ty zawsze
znajdujesz jakiś pretekst do tego… - powiedziałem, patrząc w dal.
-Bo dajesz mi do
tego powód…Zachowujmy się normalnie, a nie jak dzieci…Od teraz zero kłótni i
tajemnic, zgoda ? – wyciągnęła prawą dłoń do mnie.
Nie miałem nic do
stracenia. Nie chce się więcej kłócić i cierpieć… Nie chce, aby moje serce
wciąć bolało…Jak długo i ile mam płacić za swój błąd, którego żałuję…?
-Zgoda – podałem
jej swoją dłoń i uścisnąłem.
Janna uśmiechnęła
się.
- To chodź spać, bo
już późno – powiedziała i weszła do pokoju.
Dopaliłem papierosa
i poszedłem w jej ślady. Położyłem się obok dziewczyny. Po chwili ona
przytuliła się do mojego nagiego torsu, więc ją objąłem. Było to coś
zaskakującego, a zarazem miłego i ciepłego. Dawno nie przytulaliśmy się do
siebie ani nie całowaliśmy. Już nie
wspomnę o innych rzeczach.
Ręka dziewczyny
gładziła moją klatkę.
-Wiesz…brakowało mi
tego… - szepnęła.
-Mi też… -
przyznałem.
To prawda. Jestem
oschły dlatego, że wokół mnie nie ma żadnego ciepła, które powinno się pojawić.
-Strasznie bije ci
serce – zaśmiała się.
-To źle ?
-To bardzo dobrze –
podniosła głowę, by zobaczyć moją buzie.
Kiedy nasze
spojrzenia się spotkały, oboje się uśmiechnęliśmy.
Po kilkunastu
minutach dziewczyna zasnęła w moich objęciach, a ja z nią.
~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za tak długą nieobecność :) Ale to wynika z tego, że tak mało jest czytelników. Ciągle czekam na nowe osoby i nikt się nie pojawia, dlatego zastanawiam się, co z tym "fantem" zrobić...
Nic nie rób. Pisz dalej, jeśli nadal sprawia Ci to przyjemność. Ja mam czterech czy pięciu czytelników, a piszę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Dana, ale w sumie nie musi się na wszystkich wyżywać za swoje problemy. To i tak mu nie pomoże...
Czekam :)
Ale kłótnie to Ty naprawdę dobrze piszesz Karola;p
OdpowiedzUsuńFajny rozdział;p Trzeba szukać osób, które kochają Danego*;p
(Piszę się przez 1 n w środku??)
Oj biedactwo cierpi i się tak na wszystkich wydziera;/
Mam nadzieje, że zaczniesz dodawać szybciej kolejne rozdziały;p
PS Weny<3 i pisz szybko!!;**